Moja czara tolerancji poznawania kolejnych abstrakcji żywnościowych znowu się przelała i mimo ogromnego braku czasu zmusiła do napisania paru słów.
Oto najnowsza sensacja udostępniana przez moich znajomych na jednym ze znanych portali społecznościowych:
Jest to pomidor - potwór. Autorka zdjęcia ostrzega - "teraz możemy się przypatrzeć i domyślać jakie i czyje geny są w pomidorach!" Tak się teraz zastanawiam czyje geny są w pomidorach? Co autorka miała na myśli? Geny Madonny? A może Adama Mickiewicza? A może naszej nowej Pani Premier? Nie... Może z racji iż wyrastająca nowa istota jest koloru zielonego, miała na myśli jakiegoś prehistorycznego jaszczura, którego DNA zostało pozyskane z krwi komara sprzed setek tysięcy lat znalezionego w bursztynie? Natomiast jego wszczepienie miałoby na celu uzyskanie rozmiarów pomidorów tak dużych jak te zwierzęta? Może autorka kupiła pomidorki koktajlowe, tak zmodyfikowane, aby można je było sprzedawać jako pomidory malinowe? Wywody i domysły, co autorka miała na myśli (a nie miała nic, bo jest tylko wystraszoną konsumentką, która sieje panikę dalej i dalej) mogłby trwać przez kolejne 10 stron, a i tak bym nie doszła, co ona tam sobie umyślała.
Tematyka co prawda zahacza bardziej o rolnictwo oraz o biotechnologie, ale niech będzie, że starym polskim zwyczajem "nie znam się więc się wypowiem", coś napiszę na ten temat, Autorka postu może się wypowiadać to i ja! O! Takie moje prawo!
Więc co to takiego wyrasta z tego biednego zmutowanego pomidora? Moim zdaniem jest to po prostu krzaczek nowego pomidora. Nasiona pomidora, który był przechowywany w nieodpowiednich warunkach do zachowania wartości spożywczej, natomiast w korzystnych dla kiełkowania, najzwyczajniej w świecie wykiełkowały. Zatem autorka zdjęcia wystraszyła się cudu powstawania nowego życia. Ciekawe czy jak widzi kobietę w ciąży to tak samo reaguje...
W komentarzach autorka wyraża swoje oburzenie pisząc, że te pomidory mają mnóstwo chemii i GMO. Po pierwsze - jedno wyklucza drugie, bo właśnie stosowanie modyfikacji genetycznych ogranicza stosowanie chemii. Ograniczanie stosowania chemicznych środków ochrony roślin jest w końcu jednym z głównych celów stosowania modyfikacji. Zatem dobrze by było się zdecydować, a nie wszystko co złe (zdaniem konsumentów) wrzucać do jednego worka. Po drugie - jak te pomidory mogą mieć GMO? Jeśli już te pomidory mogą być GMO (Genetycznie Zmodyfikowanym Organizmem) i mogą mieć wszczepione geny, a nie jak wynika w wypowiedzi szanownej Pani - mieć wszczepione inne organizmy.
Z chęcią bym podrążyła temat tych niby strasznych, a tak przeze mnie lubianych GMO, ale moją uwagę przyciągnął jeszcze komentarz pewnego Pana wydającego się być przesadnym eko-oszołomem. Wspomniany Pan pisze, że kupuje pomidory tylko od ekologicznych działkowiczy, ponieważ plantatorzy uprawiają swoje pomidory na szlamie z oczyszczalni ścieków. Przyznaję, nie brzmi to smakowicie, ale to nic innego jak naturalny nawóz. Moja babcia za czasów gdy na każdej wsi miało się krowy i przydomowe ogródki ważywne stosowała "krowie produkty uboczne" jako nawóz. Nie ma nic bardziej ekologicznego niż wiejska produkcja na własny użytek. Więc o co chodzi? Co za różnica? Krowie czy ludzkie gówno? Ogranicza to stosowanie nawozów mineralnych, które to mają jeszcze więcej wrogów. Zatem proszę, ludzie zdecydujcie się! Naturalnie - źle, sztucznie - źle, a jeść chcecie wszystko jak malowane! Jak tu każdemu dogodzić?!